homilia

Spojrzeć w przyszłość

Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec huku morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z mocą i wielką chwałą. a gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie.
Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie spadł na was znienacka jak potrzask. Przyjdzie on bowiem na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi.
Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym». (Łk 21, 25-28. 34-36)

Spojrzeć w przyszłość

Pierwszy okres Adwentu zaprasza nas do spojrzenia w przyszłość, by zobaczyć przychodzącego do nas Pana. Jak ważne jest to spojrzenie pokazuje dzisiejsza Ewangelia.

Już w pierwszym zdaniu widzimy nieznające Boga narody, które mdleją ze strachu „bezradne wobec szumu morza i jego nawałnicy”. To tajemnicze stwierdzenie odsyła nas do wielu fragmentów Biblii ukazujących żywioł grożący pochłonięciem człowieka. Bóg kiedyś oddzielił wody od lądu, by go nie zalały. Potem ocalił Noego z potopu i przeprowadził Hebrajczyków przez środek Morza Czerwonego. Sam Jezus uciszył szalejącą burzę, gdy serca uczniów truchlały ze strachu i wyciągnął rękę do Piotra, gdy ten tonął przerażony wzbierającą falą. Wszystkie te sceny rzucają światło na strach, który jak wody morza chce zalać człowieka doświadczającego własnej kruchości i przekonanego o swoim osamotnieniu. Czy człowiek może się ostać? Jak może sobie poradzić wobec piętrzących się trudności, cierpienia, niezrozumienia i braku akceptacji? Fale przyciągają jego uwagę z hipnotyczną siłą. Oddech odbiera mu jednak wcale nie sam kataklizm, ale strach przed nim, strach przed tym, co zagraża.

Pierwsze słowa Adwentu nie są wezwaniem, byśmy mieli się na baczności wobec tych wszystkich niebezpieczeństw. „Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych”. Przesadne schlebianie swoim namiętnościom jest reakcja na lęki i jednocześnie odbiera sercu gotowość kochania. Skoncentrowany na swoim strachu i próbujący go ukoić folgowaniem sobie człowiek ma ociężałe, nieufne, zamknięte serce. Przekonany o niemożności uniknięcia zagłady nie potrafi już dostrzec nadchodzącego wybawienia. W przyjściu Pana nie widzi nic dobrego. Ten ostatecznych dzień staje się dla niego potrzaskiem, bo tracąc wiarę w bezinteresowną miłość widzi w Bogu jedynie zagrożenie, ostateczne odrzucenie.

Czuwanie, do którego wzywa nas Jezus jest zaproszeniem do tęsknoty, do przywołania w swoich myślach i modlitwach obrazu Jego miłości. Wpatrując się weń możemy zobaczyć scenę końca czasów jeszcze raz i tym razem pośród całej zawieruchy dostrzec postać Utęsknionego. Jak oblubienica oczekująca spotkania z ukochanym nie będziemy już więcej widzieć ciemności, ale wyłaniające się z niej światło ocalenia. „Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym”.