homilia

Kto kogo szuka?

W Kanie Galilejskiej odbywało się wesele i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa rzekła do Niego: «Nie mają wina».
Jezus Jej odpowiedział: «Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czy jeszcze nie nadeszła godzina moja?»
Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: «Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie».
Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary.
Jezus rzekł do sług: «Napełnijcie stągwie wodą». I napełnili je aż po brzegi.
Potem powiedział do nich: «Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu». Ci więc zanieśli.
Gdy zaś starosta weselny skosztował wody, która stała się winem – a nie wiedział, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli – przywołał pana młodego i powiedział do niego: «Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory».
Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie.
(J 2, 1-11).

W naszych sercach i umysłach obecne jest często takie przekonanie, że naszym zadaniem na tej ziemi jest „zdobyć”, znaleźć Boga, odkryć Go. Tak jakby Bóg bawił się z nami w „chowanego” i   ukrył się przed nami, a od nas oczekiwał, że będziemy go szukali. Nagrodę otrzyma ten, kto Go znajdzie. Jest jednak zupełnie inaczej. To przecież człowiek ukrywa się przed Bogiem, kiedy zgrzeszy, a nie odwrotnie. Symbolicznie opowiada o tym Księga Rodzaju. To Bóg poszukiwał człowieka i pytał: „Adamie! Gdzie jesteś?” To Jemu zależało na spotkaniu z człowiekiem. W dzisiejszym pierwszym czytaniu także spotykamy Boga, który pragnie poślubić Izraela (oblubienicę). Izajasz opowiada o pragnieniach Boga. Rzadko zdarza nam się myśleć o Bogu jako o kimś, kto bardziej pragnie spotkania z nami niż my. To w Bogu jest ten wewnętrzny „przymus” by uczynić człowieka szczęśliwym. Ten „przymus” zawsze jest większy u tego, który bardziej kocha.

Zwróćmy uwagę, że kiedy doświadczamy grzechu, to sami o sobie mówimy „porzucona”. Wyobrażamy sobie Boga, który z powodu grzechu zrywa z nami kontakt. To nie On zrywa kontakt, tylko my się odwracamy. A co robi Bóg? Wypowiada słowa pierwszego czytania wprost od nas: „Nie będą więcej mówić o tobie „Porzucona”, o krainie twej już nie powiedzą „Spustoszona”. Raczej cię nazwą „Moje w niej upodobanie”, a krainę twoją – „Poślubiona”. Albowiem spodobałaś się Panu…” Bóg będzie robił wszystko by przywrócić komunię między nami a Nim. Myślałeś kiedykolwiek w ten sposób o Bogu? Myślałeś o tym, że Jemu zawsze zależy bardziej na twojej spowiedzi niż tobie? W niebie z powodu twojej szczerej spowiedzi, twojego nawrócenia panuje wielka radość.

Warto również zwrócić uwagę na to, że pierwszym znakiem jaki Jezus uczynił był ten związany z radością, pozwolił się ludziom cieszyć. Wino jest w tej Ewangelii symbolem radości. Zanim Jezus uczynił inne cuda, pomnożył radość. Z resztą w wielu miejscach Ewangelii znajdziemy fragmenty, które opowiadają o radości będącej efektem doświadczenia jakiegoś dobra ze strony Jezusa. A gdzie się podziała nasza radość? Nie dostrzegamy dobroci Boga czy już nam spowszedniała?

Pamiętajmy, że Bóg nie jest naszym rywalem, że nie pragnie naszego smutku czy nieszczęścia. Przeciwnie! Nikt, tak jak On, nie pragnie byśmy byli radośni, zadowoleni i szczęśliwi.  To demon próbuje nam wmówić, że musimy Boga jakoś do siebie przekonać, jakoś Go do siebie „nawrócić”. Nie! To my się mamy nawracać, czyli pozwolić się znaleźć, pozwolić Bogu by czynił to, co lubi najbardziej, by nas uszczęśliwiał!