homilia

Potrzebujemy radykalnej zmiany

W piętnastym roku panowania cesarza Tyberiusza, kiedy Poncjusz Piłat był namiestnikiem Judei, Herod tetrarchą Galilei, jego brat Filip tetrarchą Iturei i ziemi Trachonu, Lizaniasz tetrarchą Abileny, za najwyższych kapłanów Annasza i Kajfasza, przemówił Bóg na pustyni do Jana, syna Zachariasza. Przeszedł on wszystkie krainy nad Jordanem i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów. Tak bowiem jest napisane w księdze mów proroka Izajasza: Głos, który woła na pustyni: Przygotujcie drogę Pana! Wyprostujcie Jego ścieżki! Każda dolina niech będzie wypełniona, a wszystkie góry i pagórki niech zostaną zrównane! Drogi kręte niech będą wyprostowane, a wyboiste niech staną się gładkimi! Wtedy każde stworzenie ujrzy zbawienie Boga.

(Łk 3, 1-6)

Jan Chrzciciel ogłasza nam dziś, że potrzebujemy radykalnej zmiany. Obraz ją opisujący mówi o prostowaniu i wyrównywaniu przestrzeni. Bo im bardziej nieregularny krajobraz, tym trudniej zobaczyć zmierzającego do nas podróżnego i opóźnia się jego przybycie. Celem zmiany jest dostrzeżenie zbawienia niesionego nam przez Boga. Nie chodzi o stworzenie perfekcyjnego porządku, który byłby warunkiem pojawienia się Pana. Przecież wzywany czy niewzywany Bóg się tutaj zjawi – jak głosi tytuł książki ks. Tomasa Halika. Chodzi o to, żeby człowiek mógł dostrzec prawdziwego Zbawiciela. Górujące postaci władców czy poniżająco-gorszące grzechy przywódców religijnych mogą utrudniać zauważenie działającego Boga. A On kieruje do nas swoje słowo, nawet wtedy, gdy nie prosimy Go o to. Błędem byłoby uzależniać działanie Boga od korzystnego według nas układu politycznego czy religijnego, naszej wielkości lub miernoty. On działa, bo tego chce i tak, jak chce. Działa w konkretnych historiach konkretnych ludzi, którzy wpłyną na kształt tak zwanej wielkiej historii, zapisywanej przez kronikarzy.

Czytany dziś podczas liturgii fragment Ewangelii przynosi nam dobrą nowinę o zbawiającym Bożym Słowie skierowanym do ciebie, do nas. Pomocą w dostrzeżeniu Go będzie zmiana myślenia. Wyniosłe ambicje i oczekiwania względem Boga, doły naszych rozczarowań i zmartwień, komplikowanie sobie życia przez grzechy… to wszystko utrudnia nam dostrzeżenie działającego Boga. Czy jednak potrafimy autonomicznie zmienić nasz sposób myślenia, nasze przekonania? Wydaje się, że podczas nawracania się potrzebujemy punktu odniesienia – tak, jak podczas niwelowania gruntu. Potrzebujemy maksymalnego uproszczenia naszego życia i naszej modlitwy. Można powiedzieć, że potrzebujemy opustoszenia, wyjścia na pustynię – w ciszę i oddalenie od zbędnych bodźców. W takiej modlitwie – ubogiej w słowa i nasze działanie – dajemy Bogu szansę, by objawiał nam siebie.