Maksymin

Maksymin Giraud urodził się 26 lub 27 sierpnia 1835 roku w Corps. Ojciec jego pochodził z Trieves. Pracował w miasteczku jako kołodziej. Z małżeństwa z wiejską dziewczyną, Anną Marią Templier, miał czworo dzieci. Tylko dwoje z nich osiągnęło wiek dojrzały: córka Angelika urodzona w 1829 roku i Maksymin. Matka ich umarła na początku 1837 roku: Maksymin miał wówczas zaledwie 17 miesięcy! Obarczony dwojgiem małych dzieci kołodziej Giraud ożenił się ponownie w kwietniu tego samego roku z Marią Court, która dała mu dwoje dzieci. Pierwsze urodziło się martwe, drugie zaś umarło w 9 roku życia.

Kołodziej Giraud był właścicielem skromnego domu, dlatego też zaliczano go do klasy posiadających. W rzeczywistości był jednak bardzo biedny. Miał opinię człowieka niewierzącego, chętnie zachodzącego do karczmy. Jego stopa, jak mówiono, aż do momentu objawienia na La Salette, nigdy nie postała w kościele. Dopiero to niezwykłe wydarzenie skłoniło go do refleksji nad własnym życiem, było powodem głębokiej przemiany wewnętrznej i przywiodło go ku Bogu. Po objawieniu jednak wielokrotnie musiał znosić kpiny ze strony ludzi nie wierzących w nie, co sprawiało mu wielką przykrość. Do 11 roku życia Maksymin nie chodził do szkoły i nie potrafił czytać ani pisać. Mówił gwarą prowansalską, tak jak i inni mieszkańcy tego regionu. Język francuski był dla niego językiem prawie nie znanym. Ponieważ miasteczko Corps znajdowało się przy drodze królewskiej z Grenoble do Antibes na południu (głównym szlaku turystycznym, który stale przemierzało wiele ludzi) Maksymin ciągle poznawał nowych podróżnych i miał okazję uchwycić w przelocie niektóre wyrażenia w języku narodowym. Chłopiec nie miał prawie żadnej wiedzy religijnej. Kiedy go prowadzono do kościoła, często wymykał się, aby bawić się ze swoimi rówieśnikami. Maksymin miał wielkie trudności z przyswajaniem wiedzy. Nauczenie się „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Maryjo” zajęło mu 3 czy 4 lata.

Jesienią 1846 roku, dwa miesiące po objawieniu, Maksymin zaczął uczęszczać do szkoły prowadzonej przez Siostry Opatrzności Bożej w Corps. Przełożona, matka Tekla, umieściła go w pierwszej klasie i nauczyła podstaw pisania. Maksymin zachował o niej bardzo miłe wspomnienie aż do końca życia, nazywając ją swą drogą ciocią Tatan. W szkole poczynił postępy nad wyraz skromne. W 1850 roku, w wieku 15 lat, nie był nawet w stanie realizować programu klasy szóstej.

Kołodziej Giraud zmarł 23 lutego 1849 roku, jedenaście miesięcy po śmierci swojej drugiej żony. Opiekunem Maksymina został wuj Templier, brat jego matki. Wraz ze stratą rodzinnego ogniska w życiu Maksymina rozpoczyna się okres ciągłych zmian i braku stabilizacji. Wuj Templier układa projekt publicznego demonstrowania Maksymina, aby uzyskać korzyści materialne dzięki sławie dziecka. We wrześniu 1850 roku udaje się ze swoim siostrzeńcem do proboszcza z Ars. Spotkanie, które odbyło się wbrew woli biskupa z Grenoble, stało się powodem cierpień duchowych świę-tego Jana Vianney’a, które odcisnęły na nim swoje piętno i przygnębiły go na kilka lat. Podróż została zorganizowana przez zwolenników pewnego awanturnika. Chciał on wydobyć od Maksymina tajemnicę objawienia, gdyż spodziewał się, że potwierdza ona jego nadzieje. Od tej chwili, aby uwolnić się od ciekawskich i często rozczarowanych jego wyjątkową naiwnością natrętów, Maksymin będzie uciekał się do pewnej strategii. Zamiast tajemnicy, będzie opowiadał natrętom żarty. Maksymin zaczyna żyć pod presją opinii różnych ludzi: Wychwalany przez jednych, jest jednocześnie wyszydzany i dręczony przez innych. Pragnąc obronić chłopca przed złymi wpływami, które mogłyby zagrozić jego równowadze psychicznej, biskup Grenoble przyjmuje go w październiku 1850 roku do niższego seminarium w Rondeau koło Grenoble. W roku następnym Maksymin spędza część wakacji w Grande Chartreuse. Samotność bardzo mu dokucza. Jesień ponownie spędza w niższym seminarium. Następnie kontynuuje swoją edukację jako pensjonariusz u księdza Champon, proboszcza Seyssins.

W 1856 roku Maksymin przenosi się do Landes w Dax, później do Aire-sur-l’Adour do seminarium. Studiuje tutaj filozofię, teologię i język hebrajski. Pod koniec drugiego roku porzuca definitywnie przygotowanie do życia kapłańskiego, do którego nie miał powołania. W 1859 roku otrzymuje stanowisko urzędnika w przytułku Yesinet (Yvelines), jednakże wkrótce je traci. Dzięki miłosiernym i dobroczynnym ludziom zostaje przyjęty do schroniska dla robotników w Paryżu. Jedna z pań tamtejszego komitetu opiekuńczego postarała się o przyjęcie go do gimnazjum w Tonnerre, prowadzonego przez jej brata. W Paryżu Maksymin bywał w domu swego rodaka, ojca Piotra Juliana Eymard – przyszłego świętego – pochodzącego z La Mure, założyciela Księży od Najświętszego Sakramentu.

Maksymin miał szczęście spotkać małżeństwo Jourdain, które mieszkało w Petit-Jouy-en-Josas, blisko Wersalu, a jego traktowało jak swego syna. Rozpoczyna studia medyczne na długo przed przystąpieniem do egzaminu maturalnego. Istnieli w tym czasie lekarze nazywani pracownikami służby zdrowia, którzy nie byli maturzystami. Maksymin miał jednak ambicję posiadania tytułu doktora. W wolnych chwilach pracował w aptece. W końcu, po kilku latach, porzuca studia medyczne, podobnie jak poprzednie swoje zajęcia. Nie będzie zatem nigdy ani pracownikiem służby zdrowia, ani aptekarzem, ani lekarzem.W kwietniu 1865 roku wstępuje do żuawów papieskich. Jednakże pozostaje w Rzymie zaledwie sześć miesięcy: widocznie nie nadawał się do służby wojskowej. Wraca więc przez Marsylię do Francji. Podczas wojny w 1870 roku zostaje powołany do służby w Forcie Barrau w Isere. Później ostatecznie powraca do swojego rodzinnego miasteczka Corps. Wkrótce do Maksymina przybywają państwo Jourdain, aby znów być razem z nim. Sytuacja opiekunów Maksymina jest bardzo trudna. Od czasu kiedy został kompletnie zrujnowany ich majątek, żyją w nędzy. Wierzyciele dręczą i nękają biednego Maksymina. Z upoważnienia biskupa ojciec ekonom z sanktuarium na La Salette przychodzi Maksyminowi i państwu Jourdain z pomocą, która znacznie poprawiła ich położenie.

Na wiosnę roku 1874 Maksymin zapada na ciężką chorobę. „Astma i palpitacje serca powróciły z taką siłą jak nigdy dotąd”, skarżył się 8 sierpnia. Miał mocno opuchnięte nogi i był leczony na puchlinę wodną. W listopadzie jest w stanie odbyć pielgrzymkę na La Salette. Siostry zakonne usługujące w sanktuarium proszą go, aby opowiedział im o objawieniu. Wkrótce choroba nasila się i Maksymin nie może opuszczać domu. 2 lutego 1875 roku, w święto Ofiarowania Pańskiego, przychodzi po raz ostatni uczestniczyć w nieszporach w kościele parafialnym. Cztery tygodnie później, pierwszego marca, około godziny piątej po południu, oddaje swoją duszę Panu Bogu, przeżywszy 40 lat.

Większość mieszkańców Corps wzięła udział w jego pogrzebie. Zgodnie z ostatnią wolą Maksymina, serce jego zostało wyjęte, zabalsamowane i złożone w sanktuarium na La Salette. Upamiętnia to w widoczny sposób czarna kamienna płyta, wmurowana obok pulpitu organowego w prezbiterium bazyliki.Maksymin przez całe życie był niezbyt przewidujący, niemalże jak dziecko. Pomimo hojności osób, które się nim interesowały i które pomagały mu, żył w długach i zakończył swoje dni w biedzie. Nigdy mu się nie powiodło w żadnym z prywatnych przedsięwzięć, do których próbowano go zachęcać. Z całą pewnością błędem było to, że Maksymin koniecznie chciał studiować, zamiast nauczyć się jakiegoś konkretnego zawodu.Jednakże Maksymin miał nie tylko wady. Był człowiekiem szlachetnym. Potrafił przyjmować upomnienia. Przede wszystkim zaś przez całe swoje niespokojne życie i mimo chwiejnego charakteru, pozostał wierny Płaczącej Pani, dzięki której z małego chłopca, prawie poganina, wyrósł na chrześcijanina. 

 

Melania

Melania Mathieu albo Calvat, starsza z dwojga pasterzy z La Salette, urodziła się w Corps 7 listopada 1831 roku. Jej rodzina była do tego stopnia biedna, że nawet ta jedyna własność: nazwisko, okazało się niepewne i wątpliwe: nigdy nie udało się ustalić, Mathieu czy Calvat, które z nich, jest nazwiskiem rodowym, a które przezwiskiem. Ojciec ich, Piotr Calvat, ożenił się w 1825 roku z Julią Barnaud. Mieli oni dziesięcioro dzieci. Ślub kościelny wzięli dopiero w 1834 roku blisko sześć lat po osiedleniu się w Corps.Ojciec Melanii nie miał stałego zajęcia. Zasadniczo wykonywał zawód tracza, ale zdarzało mu się pracować na roli, a także jako murarz. Nigdy nie zarabiał wystarczająco dużo, aby wyżywić wszystkich członków swojej rodziny. To dlatego właśnie ośmio czy dziesięcioletnia Melania pracowała jako pasterka w okolicznych fermach, spędzając w domu rodzinnym tylko miesiące zimowe. W roku objawienia (1846), przebywała od wiosny do końca listopada w Ablandins u Baptysty Pra.Podobnie jak Maksymin, nie umiała ani czytać, ani pisać, nie chodziła nigdy do szkoły i nie otrzymała prawie żadnego wykształcenia religijnego. W niedziele zajęta pasaniem bydła, bardzo rzadko szła na Mszę świętą do kościoła. Ona także mówiła jedynie po prowansalsku, a z języka francuskiego znała jedynie kilka słów. W czasie objawienia miała już na pewno piętnaście lat, lecz patrząc na jej małą drobną sylwetkę, można było jej dać raczej jedenaście albo dwanaście. Jako dziecko i dorastająca dziewczyna, pozbawiona ciepła rodzinnego ogniska, przyzwyczajona do spędzania długich dni samotnie, tylko ze zwierzętami, była zamknięta w sobie.W grudniu 1846 roku, dwa i pół miesiąca po objawieniu, przyjęto ją do szkoły prowadzonej przez Siostry Bożej Opatrzności w Corps. Przebywała tam jako pensjonarka do 1850 roku. Ponieważ miała słabą pamięć, postępy robiła bardzo powoli. Po roku nauki Melania nie umiała jeszcze powiedzieć z pamięci aktu wiary, nadziei i miłości. Przystąpiła do pierwszej Komunii Świętej dopiero w 1848 roku gdy miała już szesnaście i pół roku.

We wrześniu roku 1850 Melania opuszcza klasztor w Corps i wraca do rodzinnego domu. Dzięki interwencji biskupa de Bruillard z Grenoble, Melania została przyjęta do macierzystego domu Sióstr Bożej Opatrzności w Corenc koło Grenoble. Przybywszy do klasztoru 17 października, zajęła miejsce pośród postulantek przygotowujących się do życia zakonnego. Zbyt pochopnie skierowano ją ku życiu zakonnemu.

Po dwóch latach Melania nie została dopuszczona do złożenia ślubów zakonnych. Po objawieniu jej osobą interesowało się wiele ludzi. Otaczano ją nadzwyczajnymi grzecznościami, które wręcz wyglądały na pewien rodzaj kultu. To wszystko sprawiło, że Melania została pokonana przez jedno z niebezpieczeństw, na które narażone są dusze, korzystające z wyjątkowych względów, mianowicie przez zbytnie przywiązanie do swoich własnych poglądów.

Rok 1851 przynosi świadkom objawienia nową próbę, szczególnie odczuwaną przez Melanię. Pragnąc położyć kres wszelkim plotkom i niedomówieniom o zdarzeniu na La Salette, uważając je za źródło niepokojów, kardynał de Bonald, arcybiskup Lyonu, postanawia zażądać od świadków objawienia, aby wyjawili swe tajemnice, pod pretekstem, że musi przesłać je papieżowi. 2 lipca Melania otrzymuje rozkaz spisania powierzonych jej tajemnic. Zaniepokojona i zmieszana odmawia wykonania tego polecenia.

Przełożona klasztoru i inżynier Dausse naciskani ponownie przez biskupa, aby Melania spisała treść tajemnic, zapewniali ją, że zostaną one przesłane do Rzymu bezpośrednio, bez „przechodzenia przez ręce” arcybiskupa Lyonu. Na próżno nalegali na obowiązek posłuszeństwa biskupowi, Melania odkładała wypełnienie rozkazu z dnia na dzień.

Podlegająca wszelkiego rodzaju naciskom, w czasie pobytu w Corenc Melania przejawia oznaki napięcia nerwowego. Zdarzało się, że mówiła przez sen. Liczne oznaki poważania i szacunku, które okazywali Melanii niektórzy ludzie z jej otoczenia i liczni odwiedzający, wcale nie pomagały ugruntowywaniu się w niej pokory i równowagi psychicznej. W ciągu lat spędzonych przez nią w Corenc słyszało się tu i ówdzie przepowiednie uważane za „tajemnice”, które ona miała opublikować później. Według słów Melanii, obowiązywał ją zakaz ich publikacji przed 1858 rokiem.Melania spędza wiosnę i lato 1854 roku w Corps i La Salette. Spotyka tam angielskiego kapłana, który we wrześniu zabiera ją do swego kraju, aby mogła tam przez kilka miesięcy odpocząć. W ten sposób Melania przybywa do Karmelu w Darlington. Umieszczona u kapelana, prosi wkrótce, aby mogła żyć za klauzurą, później, by pozwolono jej wstąpić do wspólnoty zakonnej. Mimo negatywnej oceny z Corenc, zostaje dopuszczona do obłóczyn i do złożenia ślubów zakonnych, które składa 24 lutego 1856 roku. Jednak następujące po sobie wydarzenia ujawnią pochopność podjętej decyzji. Wkrótce Melania zaczyna odczuwać oznaki niepokoju i wahania. W lipcu 1860 roku odwiedza ją jej siostra Maria. Źle się dzieje w jej rodzinie. Rodzice Melanii są ze sobą skłóceni. Melania załamuje się. Za wszelką cenę chce wyjechać. 24 września opuszcza Darlington i udaje się do Marsylii, gdzie przebywa jej matka. Trochę później wstępuje do Sióstr Współczucia jako pensjonariuszka. Siostry umieszczają ją w Cephalonie w jednym ze swych klasztorów.

W 1863 roku powraca do Francji i spędza kilka miesięcy w Karmelu w Marsylii, po czym wraca do Sióstr Współczucia. Opuszcza je ostatecznie w kwietniu 1867 roku w towarzystwie matki asystentki ze Zgromadzenia Sióstr Prezentek. Po krótkim pobycie w Corps obie podróżniczki udają się do Włoch do Castellamare-di-Stabia, małego miasteczka położonego niedaleko Neapolu. Biskup Castellamare Petagna przyjął je. Melania mieszkała w Castellamare siedemnaście lat, prowadząc życie samotne. Czasem odwiedzali ją ciekawscy, którzy chcieli wydobyć od niej tajemnicę albo zaangażować ją w projekt utworzenia nowego zakonu. Melania tworzy regułę.

W grudniu 1878 roku, za czasu pontyfikatu papieża Leona XIII, przybywa do Rzymu, aby przedstawić swój projekt. Stolica święta zachowuje jednak wielką rezerwę i powściągliwość. W 1879 roku Melania wydaje broszurę, w której wyjawia swoją „tajemnicę”. Wielu francuskich biskupów zganiło tę publikację, a kardynał Caterini, sekretarz Kongregacji Świętego Oficjum, interweniuje u nowego biskupa Castellamare, ażeby broszurę w miarę możliwości wycofać z rąk wiernych i zabronić Melanii na przyszłość publikowania podobnych rzeczy. W1884 roku Melania powraca do Francji do swojej matki. Kilka miesięcy spędzają w Corps, po czym mieszkają obie na południu, w Cannes i Cannet w Alpach Nadmorskich. Po śmierci matki (1 grudnia 1889) Melania przenosi się do Marsylii. Przez cały ten okres usiłuje zrealizować projekt fundacji zakonu w Chalon-sur-Saóne w diecezji Autun. Biskup Autun, Perraud, przeciwstawił się tej fundacji i Melania wchodzi z nim w konflikt. Stolica Święta przyznaje całkowitą rację biskupowi. Melania po długich zmaganiach porzuca swój projekt.

Od lata 1892 roku Melania zamieszkała ponownie we Włoszech: tym razem osiedla się na samym krańcu półwyspu, w Galatina. We wrześniu 1897 roku przenosi się do Messyny na Sycylii. W roku następnym opuszcza Sycylię i udaje się do Piemontu. Następne przenosiny mają miejsce w czerwcu 1899 roku – Melania osiada w Allier. W czerwcu 1903 roku powraca do południowych Włoch, zadomawiając się tym razem w Altamura. Tutaj właśnie umrze w nocy z 14 na 15 grudnia 1904 roku, przeżywszy lat 73.

Życie Melanii było przedmiotem najbardziej kontrowersyjnych ocen. Wielu widziało w niej wielką mistyczkę. Gdy mowa o pasterce z La Salette, w sposób nieunikniony nasuwa się jedno pytanie: czy przemiana Melanii począwszy od lat 1849-50 nie zniweczyła wiarygodności jej świadectw o objawieniu, dawanych przez nią w latach 1846-48?

Pozytywna ocena wydana o objawieniu przez pierwszych badaczy i odpowiedzialny autorytet kościelny, pozwala przypuszczać, że Maksymin i Melania rzeczywiście byli niezdolni do wymyślenia historii, którą opowiadali, biorąc pod uwagę ich niewiedzę religijną. W konsekwencji mało ważne było to, co Melania mówiła lub utrwaliła na papierze później, kiedy usłyszała i zrozumiała wiele spraw.

„Wielkim nieporozumieniem, niesłychaną pomyłką byłoby, gdybyśmy prawdziwość objawienia oceniali tylko na podstawie charakteru dzieci w chwili spotkania z Piękną Panią – napisał biskup Ginoulhiac w liście pasterskim. „Jeśli poziom moralności, jaki reprezentowało dwoje pastuszków 19 września 1846 roku – w momencie objawienia – miał znikome znaczenie dla wydarzenia w La Salette, to fakt, kim oni stali się później, ma jeszcze mniejsze znaczenie…”

Jednakże byłoby niesprawiedliwe i krzywdzące dostrzeganie w osobowości Melanii tylko negatywnych cech. W kluczowym momencie jej życia oszukano ją, zmuszając do napisania tajemnicy i mówiąc, że jest to rozkaz pochodzący od papieża Piusa IX, który w rzeczywistości nigdy go nie wydał. Wielokrotnie w czasie długiego życia miała złych doradców. Ponadto schlebiali jej księża i zakonnice. Pomimo tylu przeszkód pozostała wierna Płaczącej Pani, co jest, jeśli tak można powiedzieć, wielkim bohaterstwem.