Mimo że już ósmy rok na Ukrainie toczy się wojna, w której regularnie giną ludzie, to dopiero dramatyczne wydarzenia dzisiejszego poranka pozbawiły złudzeń wszystkich sceptyków. Otwarta wojna, bomby spadające na miasta, czołgi przekraczające granice państwa, ogólna panika, pustoszejące półki sklepowe, kilometrowe kolejki na stacjach benzynowych, trudności z wypłatą gotówki w bankomatach czy problemy z siecią komórkową – to dzisiejsza rzeczywistość naszego kraju. Nie dziwi fakt, że tak wiele osób z miast położonych we wschodniej części Ukrainy w popłochu opuszcza swoje domy. Stres, panika i niekiedy brawura jest przyczyną wielu wypadków i kolizji drogowych, przez co na głównych drogach prowadzących na zachód kraju powstają gigantyczne korki.
Ale czy można gdzieś uciec? Zachodnia Ukraina, szczególnie Lwów, od dawna przygotowywała się na najgorsze. Jeszcze tydzień temu spacerując ulicami miasta, można było zaobserwować wielkie sprzątanie piwnic. Na wszelki wypadek. Żeby w razie potrzeby można było się gdzieś schronić. Lwowscy analitycy rynków nieruchomości już od dawna bili na alarm. Duży popyt na lokale w tym mieście to z jednej strony sposób na znalezienie schronienia dla bardziej zamożnych mieszkańców wschodnich miast, ale z drugiej strony potężny wzrost cen i opłat za mieszkania w regionie.
Ale i tak dzisiejszy poranek zaskoczył wszystkich, bo wojna dotknęła nie tylko wschodnią część kraju. My, saletyni, pracujemy w sześciu miejscach na Ukrainie, zarówno na wschodzie, jak i na zachodzie: w Zaporożu, Nikopolu, Krzywym Rogu, Brajłowie, Busku i Łanowicach. Praktycznie w żadnej z tych miejscowości nie udało się spokojnie dospać do rana. W Zaporożu już o świcie nad kościołem latały ukraińskie myśliwce broniące miejscowego lotniska, w Nikopolu zniszczono jednostkę wojskową ochraniającą pobliską elektrownię atomową. W Brajłowie i Busku, miasteczkach położonych w centralnej i zachodniej części kraju, dało się słyszeć odległe wybuchy. Niedaleko tych miejscowości rozlokowane są bazy wojskowe, które zaatakowano.
Nawet Łanowice, niepozorna mała wioska położona wśród pól uprawnych zaledwie 60 km od polskiej granicy, przeżyła dziś swoje chwile grozy. Tuż nad ranem zaatakowano bazę wojskową w pobliskim Nowym Kalinowie. Seria wybuchów postawiła na równe nogi wszystkich okolicznych mieszkańców. Według oficjalnych doniesień w stronę jednostki zostało wystrzelonych pięć rakiet. Przez długi czas z okien naszego domu zakonnego można było obserwować dym z płonącej jednostki oraz eksplozje przechowywanej tam amunicji.
Pomimo że na ulicach wielu miast Ukrainy toczy się regularna wojna, obecnie czujemy się bezpiecznie. Chociaż polskie MSZ wezwało do wyjazdu z kraju, to chcemy pozostać w naszych parafiach razem z wiernymi, których Kościół powierzył naszej duchowej opiece. Dziś jednak już niczego nie można być pewnym, dlatego gorąco prosimy o pomoc w modlitwie za kraj, który w pewnym sensie stał się naszym. Przyszedł moment, w którym potrzeba odłożyć na bok wszelkie historyczne animozje i wspólnie modlić się o pokój na Ukrainie.
Wczoraj w Łanowicach kładliśmy się spać z myślą, że od Donbasu i wojny dzieli nas ponad 1300 km. Poranny atak na pobliską jednostkę wojskową szybko pozbawił nas złudzeń. Do polskiej granicy mamy zaledwie 60 km. Jaworów, który został również zaatakowany, leży jeszcze bliżej. Tym bardziej módlmy się razem o pokój, ponieważ w obliczu rosyjskiej agresji potrzeba nie tylko wspólnych deklaracji politycznych, lecz także braterskiej modlitwy.