Rozważania biblijne

Powołanie Mateusza (Mt 9, 9-13)

Nasze życie nie jest przypadkiem, lecz misją, powołaniem. Bóg przewidział już dobre czyny, które mamy pełnić (por. Ef 2,10). Naszym zadaniem jest jedynie rozpoznać na jakiej drodze mamy zrealizować Boży plan wobec nas.

Mateusz był celnikiem. Dla niego wszystko było jasne. Związał się z pieniędzmi. Pobierał podatki, z góry miał wypłacać rzymskiemu okupantowi należny haracz, później zaś zależało już od jego sprytu i zuchwalstwa, ile wpłynie do jego osobistej kasy. W społeczeństwie jako celnik nie cieszył się dobrą sławą. Ludzie wiedzieli, że ta kasta żyje kosztem innych. Człowiek przyzwyczaja się do mamony. Często zdarza się, że poświęca jej najwięcej czasu i sił. Myśl o zarobkowaniu wypełnia powoli całe wnętrze człowieka. Nic więc dziwnego, że pieniądz staje się konkurencyjną wobec Boga mocą, która pragnie nami zawładnąć (por. Mt 6,24).

Mateusz nie spodziewał się, aby cokolwiek miało się zmienić w jego ustalonym rytmie dnia. Widać zatem wyraźnie, że powołanie rodzi się w wydarzeniu, któremu towarzyszy wezwanie „Pójdź za Mną”. Jest to głos tak mocny, że potrafi oderwać człowieka od każdego wykonywanego zajęcia, nawet od pobierania pieniędzy.

Mateusz nie oponował, ani nie dyskutował słysząc Jezusowe wezwanie. Głos Boży brzmi inaczej aniżeli ludzki. Nie można go wyciszyć, jest w nim nie tylko wołanie, ale przede wszystkim moc, aby można było pójść za Jezusem. Ewangelista Łukasz, opisując powołanie Mateusza zaznacza, że zostawił on wszystko (por. Łk 5,28). Tego znaczącego szczegółu brak w Ewangelii Mateuszowej. Mateusz pisze o sobie w sposób skromny. Nie czyni swej decyzji heroiczną z uwagi na fakt, że porzucił tak opłacalny zawód i związane z nim zabezpieczenie na przyszłość. Siła wzywającego głosu była tak wielka, że w jednej chwili rozstrzygnęła o całej jego przyszłości.

Mateusz potrafił okazać wdzięczność za dar powołania. Znów uderza nas jego pokora. Nie przekazuje wyraźnie, że sam zaprosił Jezusa na wielkie przyjęcie. Czyni to znów – zwracający uwagę na istotne drobiazgi – Łukasz (por. Łk 5,29), który w pełni docenia wielkość decyzji i hojność Mateusza. Powołany celnik czuł się wyróżniony, miał pieniądze, dlatego zaprosił wielu celników i grzeszników. Łukasz znów dodaje cenną uwagę, mówiąc o dosłownie wielkim tłumie (mnóstwie) celników i innych (por. Łk 5,29). Przyjęcie było ucztą, ponieważ biesiadnicy zajmowali pozycję półleżącą (por. w.9; Łk 5,29). Mateusz dał więc zewnętrzny wyraz swojej wewnętrznej radości. Jako celnik był skrupulatny w ściąganiu i gromadzeniu pieniędzy, jako powołany rozdaje je, wydając wielkie przyjęcie na cześć Jezusa.

Jezus powołując Mateusza opowiedział się tym samym za wszystkimi celnikami i grzesznikami. Okazał, że nie jest uprzedzony do żadnej grupy społecznej. Nie bał się ludzkiej krytyki, że przy wyborze uczniów nie uwzględnia przeszłości ludzi. Nie brał też pod uwagę, że Mateusz będzie mógł rzucać cień na całe grono Apostołów przez sam fakt wykonywanej wcześniej profesji. Te racje w ogóle nie wchodziły w rachubę. Miłość okazana powołanemu była o wiele większa, niż wszystkie możliwe obiekcje wysuwane przez krytyków.

Przy okazji powołania Mateusza Jezus wypowiedział kluczowe zdanie: „nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” (w.13). Prawda ta nie jest jeszcze w pełni dowartościowana przez samych powołanych. Mateusz zrozumiał ją od razu, miał grzechy „wypisane na czole”. Nie trzeba było go o nich przekonywać. Powołani przez Jezusa następcy uczniów wywodzący się z dobrych środowisk i rodzin muszą ją wciąż odkrywać i wraz z mijającymi latami przyznać jej rację.

Powołanie Mateusza świadczy, że Jezus kieruje swoje wezwanie „pójdź za Mną” do tych, których sam chce. Nie przeszkadza Mu w tym żadna opinia społeczna. Wybiera bowiem w sposób absolutnie wolny i zaskakujący.

Wybrani, idąc za przykładem Mateusza, winni okazać Mu wdzięczność. Powołanie bowiem nie ma charakteru tylko werbalnego, zawiera w sobie miłość, która jest większa od najciemniejszych stronic zawartych w rodowodach wybranych.