Posłaniec MBS

Kiedy Bóg chce Ci skręcić kark

Wielu ludzi przeżywa sytuacje, kiedy w czymś nie zgadza się z Bogiem. Może to być niezgoda na to, co mówi Pismo Święte czy nauczanie Kościoła, niemożność dostrzeżenia Bożego działania w życiu, w konkretnej sytuacji lub trudność w przyjęciu odczytanej przez nas Jego woli. Czy wolno spierać się z Bogiem w takich momentach, czy też jest to grzech?

Myśląc o kłótni, wielu z nas ma przed oczami obraz największych awantur, których byliśmy uczestnikami lub świadkami, niejednokrotnie w bardzo młodym wieku. Awantur, które doprowadziły do jakiegoś rozpadu w życiu naszym lub naszych bliskich, które pozostawiły trwały ślad na naszej psychice, a może nawet i na ciele. Zatem sama myśl o kłóceniu się z Bogiem może przyprawiać nas o drżenie. Poza tym wielu z nas ma wpojone, że nawet najmniejsza sprzeczka jest czymś złym, że nie wolno się kłócić z nikim, a już zwłaszcza ze Stwórcą, który przecież się nie myli. Tymczasem w Biblii niejednokrotnie napotkamy takie sceny, kiedy spierają się z Nim święci mężowie. Przykładem może być Mojżesz, wypowiadający Bogu swoje wyrzuty, gdy lud się buntuje (Lb 11,10–23); Jakub, siłujący się z aniołem uosabiającym samego Wszechmocnego (Rdz 32,25–31), czy Jeremiasz i jego wewnętrzna walka, kiedy jest prześladowany (Jr 20,7–18). Natomiast w Księdze Izajasza Bóg sam mówi: „Chodźcie i spór ze mną wiedźcie!” (Iz 1,18). Zachęcam do przeczytania wszystkich tych fragmentów.

Również psychologia podkreśla wartość dobrze przeżytego kryzysu. Chyba każdy, kto trochę pożył, ma doświadczenie takiej kłótni z drugim człowiekiem, która oczyściła atmosferę i scementowała więź. Warto zatem na chwilę odłożyć nasze nieprzyjemne skojarzenia i obawy na bok i spróbować przyjrzeć się naszym sporom z Bogiem od trochę innej strony. Modlitwa to nie konkurs savoir-vivre’u. Tu chodzi o coś więcej niż dobre maniery – tu chodzi o prawdę… którą Bóg i tak zna.

Wielu ludzi, bojąc się popełnić grzech, zakłada przed Bogiem pobożną maskę i zamiast spotkać się z Nim jak przyjaciel z przyjacielem odgrywa rolę poprawnego chrześcijanina. Której relacji nie zniszczyłby taki nieustanny spektakl? Mimo to niemało wierzących woli dusić w sobie frustrację niż „podpaść Bogu”. Tymczasem kierowanie się „mniejszym złem” jest jednym z największych błędów wielu chrześcijan. Dlaczego to błąd? Ponieważ wybierając „mniejsze zło”, tak czy siak, wybieramy zło. Patrzymy na zło, rozważamy zło i w efekcie widzimy tylko zło. Bóg chce, abyśmy wybierali pomiędzy dobrym a lepszym. Żebyśmy byli ukierunkowani na dobro, a bilans strat zostawili na dalszym planie. Zobaczmy zatem, co dobrego może być w naszym spieraniu się z Bogiem.

Papierek lakmusowy relacji

Po pierwsze, jeśli kłócimy się z Nim, to znaczy, że wierzymy w Jego istnienie. To już bardzo dużo. Wielu ludzi nie ma takiej łaski – warto sobie to uświadomić. Mamy na tyle silną wiarę, że kiedy coś nie gra, to nie wątpimy w istnienie Boga, ale zaczynamy się spierać. Możemy zatem patrzeć na kłótnię jako na wyraz naszej wiary w Niego. Mało tego. Skoro spieramy się z Bogiem, bo On nie zmienia naszej sytuacji, to znaczy, że wierzymy, iż mógłby to zrobić. Tak więc kłócąc się z Nim, potwierdzamy, że uważamy Go za wszechmocnego.

Kłótnia wskazuje również na pewien poziom zaawansowania relacji. Jeśli umiemy się z kimś spierać, to przeważnie oznacza, że tej osobie w jakimś stopniu ufamy. Na ogół nie kłócimy się z nowo poznanymi osobami i z takimi, które mają nad nami jakąś władzę lub przewagę siły – boimy się stracić ich przychylność. Zatem jeśli mamy odwagę spierać się z Bogiem, to znaczy, że nie obawiamy się odrzucenia czy przemocy z Jego strony. Spór jest więc wyrazem tego, że zostało już zbudowane jakieś zaufanie, że nasza relacja się rozwija i jest relacją opartą na przyjaźni, a nie na dominacji.

Pomoc w rozwoju

Te wszystkie opisane wyżej sprawy, to coś, za co możemy i powinniśmy być wdzięczni. Wiara w Boga i zaufanie Mu to wielka łaska. Jednak spór nie tylko pokazuje nam naszą relację do Boga, ale i czegoś nas uczy. Kłótnia jest owocem dojścia do pewnych granic – do granic tego, co jesteśmy w stanie zaakceptować. Można to porównać do sytuacji zauroczenia. Na początku widzimy w kimś ideał, ale kiedy wchodzimy w związek, zaczynamy się lepiej poznawać i dostrzegać również to, co nam nie odpowiada. Nie muszą to być wady. Czasem po prostu ktoś nie jest dokładnie taki, jak zakładaliśmy, i to nam przeszkadza. W relacji z Bogiem jest podobnie. Wyrażamy Mu swoją frustrację, kiedy widzimy, że nie robi wszystkiego, czego oczekujemy, że jest inny od naszych wyobrażeń, że jest wolny, nieskrępowany tym, co chcielibyśmy Mu narzucić. Jednak tylko taka relacja, która została oswobodzona ze złudzeń, z idealizowania, może stać się miłością. Dojście do momentu swoistego „rozczarowania” Bogiem daje nam szansę, że dojrzejemy do tego, by kochać Jego prawdziwego, a nie swoje wyobrażenia o Nim; że poznamy Go lepiej, a w efekcie przekroczymy dotychczasowe granice naszego zaufania i nasza wiara nie będzie już tak ława do zachwiania w trudnych sytuacjach życiowych.

Kłótnia pozwala nam też zobaczyć, co naprawdę siedzi w nas samych, i poddać to uzdrawiającemu działaniu łaski Bożej. Z ludźmi, jak również z Bogiem, kłócimy się czasem – pozornie! – o sprawy nieważne, ale one są na ogół tylko przykrywką, problemem zastępczym. Na przykład kobieta kłóci się ze swoim mężem o to, że on za długo zawiesił wzrok na jej koleżance, a on nie rozumie, w czym jej przeszkadza to jedno spojrzenie. Jednak tak naprawdę ona przeżywa nie do końca uświadomiony lęk przed porzuceniem i w sytuacji, gdy jej mąż przygląda się innej kobiecie, w żonie odzywa się obawa, że traci jego miłość. Być może nawet ona sama nie uświadamia sobie, że o to jej chodzi. Dopiero kiedy wskutek wzburzenia „puszczą hamulce”, zaczynają wypływać głębsze problemy, sprawy, które może czasem boimy się poruszać lub wręcz wypieramy. Albo po prostu sądzimy, że nie wypada o nich mówić…

W relacji z Bogiem jest podobnie. Często jesteśmy nauczeni, co powinniśmy o Nim myśleć – do tego stopnia, że nawet sobie nie uświadamiamy, co naprawdę wobec Niego czujemy. Nie mamy kontaktu ze swoim bólem, z prawdziwymi uczuciami. Pędzący tryb życia jeszcze bardziej utrudnia nam refleksję nad własnymi lękami, rozczarowaniami i niezadowoleniem. Bóg może nas wtedy celowo doprowadzić do takiej frustracji, byśmy przestali zamiatać problemy pod dywan. Sytuacja konfliktu porusza w nas pewne sfery, które są niedostępne dla naszej świadomości na co dzień. Kłótnia jest więc czasami jedynym sposobem, by Bóg wydobył z nas odrobinę szczerości, byśmy stanęli przed Nim z tym, co naprawdę czujemy i myślimy, a nie z tym, co nauczyliśmy się, że powinniśmy myśleć i czuć.

Kiedy kłótnia z Bogiem może być grzechem?

Grzech to odrzucenie Boga, a wejście w kłótnię niekoniecznie oznacza, że Go odrzucamy. Tak jak kłótnia wywołana zazdrością żony jest formą walki o miłość męża, tak kłótnia z Bogiem najczęściej jest też formą walki o przyjaźń, o potwierdzenie, że jesteśmy dla Niego ważni. Kiedy nam na kimś nie zależy, to w sytuacji niezadowolenia po prostu odwracamy się na pięcie i odchodzimy – albo całkowicie znikamy z życia tej osoby, albo odsuwamy się od niej mentalnie. Kłócimy się z tymi, co do których przewidujemy jakiś dalszy ciąg relacji, których miłości nie chcemy stracić.

Są jednak oczywiście i takie sytuacje, kiedy tracimy miłość właśnie przez kłótnie. Kiedy tak się dzieje? Po pierwsze, kiedy mamy intencję, by drugą osobę urazić, ubliżyć jej, poniżyć ją. Kłótnia jest wtedy formą zemsty za rzeczywiste lub subiektywnie odczuwane zło. Jeżeli kłótni towarzyszy chęć wyładowania gniewu, ukarania, pokazania komuś, że jest do niczego, czy uczucie pogardy, to lepiej wziąć kilka głębszych oddechów, zanim wypowiemy kolejne słowo. Po drugie, kiedy chcemy podeptać wolę drugiej osoby. W przypadku człowieka może to przybierać postać dążenia do przewagi, np. kłócimy się z kimś, żeby go zastraszyć, zdominować, przeforsować swoje racje. W relacji z Bogiem – będzie to rodzaj buntu, wypowiedzenia Mu posłuszeństwa: chcemy być z Nim dalej, korzystać z Jego opieki, ale na naszych warunkach. Po trzecie, kiedy decydujemy się w ten sposób zerwać relację, kiedy „wygarniamy” komuś, by zadeklarować koniec naszej miłości.

Może się tak zdarzyć, że spierając się z Bogiem, ulegniemy pokusie, by się na Nim wyżyć, by Go „ukarać” za swój ból, by Go zranić, jednak nie każdy taki grzech jest od razu grzechem ciężkim. A Bóg nie boi się takiego ryzyka, bo wie, że nieszczerość bardziej niszczy przyjaźń niż ewentualne przejściowe burze. Jeśli mamy wątpliwości, czy w naszym sporze nie posunęliśmy się za daleko, dobrze jest po prostu porozmawiać o tym z mądrym spowiednikiem, który sam ma głęboką, wolną od udawania relację z Bogiem.

Co z emocjami?

W ostatnim czasie przez moją relację z Bogiem przetaczają się częste huragany. I choć niejednokrotnie mówię Mu, że nic nie robi w moim życiu, to tak naprawdę jest to czas znaczących zmian moim wnętrzu. Bóg dokopuje się do chyba najgłębszych pokładów mojej zaniżonej samooceny i braku pewności siebie… Wyrywa korzenie, które sięgają jeszcze czasu dzieciństwa. Taka ingerencja musi boleć, a ból czasem powoduje, że reagujemy instynktownie i emocje kumulują się na tym, kto dotyka naszych ran. Jeśli ktoś nie wierzy, niech popyta ratowników medycznych, czy tak jest.

Kto zatem wymyślił te emocje, z którymi mamy tyle kłopotów? Nie kto inny, ale właśnie Bóg. Zostały nam dane po to, by nas informowały o naszych granicach, wyczulały na zło, ale też pozwalały mocniej przeżywać przyjemne chwile. Jeżeli mówią nam o tym, że na coś się nie zgadzamy, to warto się przyjrzeć tej niezgodzie. Z czego ona wypływa? Może z jakiegoś zranienia? Czego konkretnie dotyczy? Może problem jest głębszy niż przedmiot naszej kłótni? To też może być temat na pełną ufności rozmowę z Bogiem, kiedy pył już opadnie. On zawsze jest gotowy, by nas leczyć.

Zamiast zakończenia

Przypomina mi się jedna wizyta u mojego fizjoterapeuty. Naprawiał wtedy mój kręgosłup szyjny. Z zewnątrz musiało to wyglądać tak, jakby raczej próbował mi skręcić kark, i szczerze mówiąc, obawiałam się, że to zrobi. On się nie bał, bo zna swój fach. Bóg też zna swój fach, mimo że czasem nam się wydaje, iż za bardzo ryzykuje, dopuszczając na nas tak wielkie frustracje. „Przecież one mogą złamać naszą wiarę, zerwać naszą relację z Nim”. A gdyby właśnie się okazało, że On jest gotowy unieść w Tobie to, czego do tej pory nikt nie uniósł?

Agata Tokarska


Tekst ukazał się w dwumiesięczniku „La Salette. Posłaniec Matki Bożej Saletyńskiej” – Modlitwa osobista (nr 4/2020)

Zapraszamy na stronę internetową: https://poslaniec.saletyni.pl/produkt/modlitwa-osobista-poslaniec-nr-4-2020/