homilia

Wycieczka w góry

Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam przemienił się wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe tak, jak żaden wytwórca sukna na ziemi wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: „Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni. I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie”. I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy powstać z martwych. (Mk 9,2-10)

Jezus odsłania swoją Boską chwałę wobec trzech wybranych Apostołów. Dlaczego akurat tych trzech: Piotr, Jakub i Jan? Czy Jezus ich faworyzował? Czyż sprawiedliwie, to nie znaczy każdemu po równo? Co w tym czasie robiła reszta Apostołów? A może Jezus wziął ze sobą ochotników? Czasami wyobrażam sobie tę scenę właśnie w taki sposób. Po wspólnym obiedzie, kiedy zwykle bardziej niż do górskiej wędrówki ciągnie nas do drzemki, Jezus pyta swoich uczniów: „Kto z was ma ochotę pójść ze mną w góry?”. Już widzę te skwaszone miny z grymasem niechęci, będącej zwykłym następstwem ociężałości poobiedniej. Znajduje się jednak trzech ochotników. Idąc górską ścieżką na szczyt, niczego nadzwyczajnego się nie spodziewają. Jednak to, co za chwilę się stanie już na zawsze pozostanie w ich żywej pamięci. Może właśnie to tak jest, że Bóg bada i próbuje nasze wnętrze – szuka serca ochotnego. Na ile jesteśmy skłonni pójść za Nim tak po prostu, bo nam to proponuje nie zdradzając szczegółów i niespodzianek. Ich zaskoczenie wskazuje na to, że zupełnie się nie spodziewali takiego niesamowitego doświadczenia. Zostali obdarowani, bo przełamali niechęć i zadali sobie więcej trudu niż pozostali. To tylko jedna z możliwych wersji i pewnie jest jedynie tworem mojej wyobraźni, mimo to warto wskazać, że Bóg wyraźnie docenia zaangażowanie człowieka: Tak bowiem jest: kto skąpo sieje, ten skąpo i zbiera, kto zaś hojnie sieje, ten hojnie też zbierać będzie. Każdy niech przeto postąpi tak, jak mu nakazuje jego własne serce, nie żałując i nie czując się przymuszonym, albowiem radosnego dawcę miłuje Bóg” (2 Kor 9, 6-7).