Posłaniec MBS

Ewangelizacja przez media

Z dr Barbarą Przywarą, socjologiem mediów z Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie rozmawia Iwona Kosztyła.

Jak powinniśmy rozumieć ewangelizację w mediach, co kryje się pod tym pojęciem?

Najbardziej podstawową funkcją mediów, zaraz obok funkcji rozrywkowej, którą wszyscy kojarzą, jest funkcja informacyjna. Myślę, że pierwszym zadaniem, także w przypadku ewangelizacji, jest przekazywanie informacji, opowiadanie o wydarzeniach. Jest to również przedstawianie różnych punktów widzenia, które pomaga odbiorcy wyrabiać własne zdanie, utwierdzać się w swoich poglądach. Media mogą także dawać poczucie wspólnoty, a nawet ją budować. W czasach, kiedy ich nie było, swoje poglądy, wierzenia można było odnosić jedynie do tych, którzy znajdowali się w naszym najbliższym otoczeniu. Pojawienie się mediów przyniosło świadomość, że jest więcej osób, które myślą podobnie do nas, a zatem czujemy z nimi pewną więź. Natomiast budowanie wspólnoty, budowanie poczucia, że jesteśmy razem, mamy wspólne przekonania, wspólne poglądy, wspólne wierzenia, jest jedną z najważniejszych rzeczy w życiu religijnym związanym z jakimkolwiek wyznaniem.

Zwykle ewangelizacja kojarzy się z mediami katolickimi, ale zacznijmy od mediów świeckich. Czy media świeckie też mogą ewangelizować?

Jeżeli rozumiemy ewangelizację jako przekazywanie prawd wiary, to dzisiaj trudno odnaleźć ją w komercyjnych środkach przekazu. Oczywiście mogą pojawiać się takie sytuacje, kiedy szeroko rozumiane media (np. film) przekazują pewne wartości, jak: miłość, prawda, przyjaźń, ofiarność itp. Jednak współczesne środowisko medialne jest bardzo zeświecczone, chociażby ze względu na to, że przeważa w nim rozrywka. Religia natomiast nie służy rozrywce, raczej jest wymagająca, a obecnie świat jest nastawiony na pewien rodzaj hedonizmu i wymagania są passé. Wydaje się jednak, że i media świeckie mogą służyć swoistej ewangelizacji właśnie poprzez promowanie wartości, które można uznać za ważne bez względu na wyznawaną religię – jak wspomniane wyżej – lecz trudno dziś mówić, że media komercyjne mają jeszcze jakąś „misję”. Nawet jeśli czasami pojawiają się osoby wierzące, które wyznają publicznie swoją wiarę, są przedstawiane jako coś… wyjątkowego, pewien rodzaj dziwactwa, a nie jako wartość.

Ale zdarza się, że zapraszani są goście do komentowania tego, co się dzieje w Kościele.

To może być związane z tym, że każde medium chce przejawiać choćby pozory obiektywizmu, przedstawiając opcję A oraz opcję B. Zatem odnoszenie się do pewnych kwestii, które są uważane za dotyczące tylko części społeczeństwa, na ogół jest jedynie elementem budowania… dla mnie trochę pseudoobiektywizmu. Należy także pamiętać, że nic w mediach nie dzieje się przypadkiem i do komentowania zaprasza się starannie wybrane osoby, które raczej w swoich opiniach i komentarzach nie będą znacznie odbiegać od linii ideologicznej danego medium.

W niektórych mediach istnieje coś takiego jak audycja katolicka…

Owszem, w niektórych. Proszę tylko spojrzeć, w jakich pasmach. To jest zabawne, że w kraju, gdzie ponad 90 procent osób zaznacza w ankietach, że są osobami wierzącymi, związanymi z konkretnym wyznaniem, audycje katolickie są wczesnoporanne lub emitowane bardzo późno. To dość paradoksalne, bo wydawać by się mogło, że to odpowiednia propozycja. Jednak tu znów mamy do czynienia z tym, że media chcą tworzyć pozory dostępnych dla wszystkich i nawet te publiczne, w ramach odfajkowania „misji”, udostępniają tego typu audycje.

Ale ewangelizacja przez media katolickie wydaje się bardzo prosta i oczywista. Czy rzeczywiście tak jest?

Nie jest tak. Problemem mediów katolickich jest bardzo duże zróżnicowanie odbiorców. O wiele łatwiej jest zdefiniować program radia, jeżeli mamy np. odbiorców młodych, którzy słuchają muzyki rockowej. Wtedy tematykę audycji oraz muzykę można tak sprofilować, aby faktycznie zadowolić większość słuchaczy. Natomiast w przypadku mediów katolickich są to przedstawiciele bardzo różnych grup. Dopasowanie programu do zróżnicowanego grona odbiorców jest sporym wyzwaniem. Nie można w kółko mówić różańca, nie można czytać cały dzień Pisma Świętego. Osoba wierząca ma różne zainteresowania, pasje, po prostu żyje i stara się dostosować to do swojej wiary. Zatem ten przekaz musi odnosić się do różnych sfer życia – stąd ta trudność. Tak więc są media katolickie, które próbują wszystkich objąć swoim zasięgiem, ale są i takie, które decydują się na jakąś węższą grupę, bo wtedy jest łatwiej dostosować przesłanie. Obserwuję jedno ze znanych czasopism katolickich, to, jak ewoluuje. Ostatnio pojawiły się w nim np. strony typowo kobiece. Rozszerzono grupę docelową o tę część odbiorców, którzy wcześniej poszukiwali takich bardziej lifestyle’owych treści, a nie tylko typowo religijnych albo społeczno-politycznych.

Czy to dobrze? Ta różnorodność to sukces?

To dobrze. Ewangelizowanie jest związane z docieraniem do odbiorcy tam, gdzie on jest, w takim stylu, z takimi treściami, jakie on może w danym momencie przyjąć. Nawet Chrystus wykorzystywał ówczesne media: przychodził do świątyni, gdzie przebywali pobożni Żydzi i mógł do nich mówić, przychodził do wiosek, nad jezioro, na górę, na pastwiska, tam gdzie byli zwykli, często bardzo prości ludzie, a nawet w miejsca, gdzie pobożności wcale nie było. Dzisiaj Kościół też nie powinien się bać jakiejkolwiek formy docierania do człowieka. Nie powinien się zżymać na to, że ktoś np. rapuje teksty religijne, bo do ludzi trzeba mówić właśnie ich językiem. Ks. Tischner mówił po góralsku, co cieszyło się popularnością, bo nie każdy jest w stanie trawić dysputy teologiczne w języku naukowym czy typowo kościelnym. Jezus też używał bardzo prostego języka, choć dzisiaj oczywiście musimy sobie pewne rzeczy tłumaczyć, bo nie znając specyfiki tamtej kultury, trudno jest zrozumieć, dlaczego dawał takie, a nie inne przykłady. Podoba mi się, kiedy ewangelizatorzy wykorzystują różne media.

No właśnie, radio, telewizja czy Internet?

Wszystko. Każdym kanałem można dzisiaj do kogoś dotrzeć, choć oczywiście tradycyjne media stają się mediami tła. Może się zdarzyć, że jadąc samochodem, trafię na ciekawą audycję, piosenkę lub stację, ale to często przypadek. Mało kto dzisiaj słucha radia faktycznie z założenia. Jest to medium towarzyszące. Tak samo jak telewizja. Zasiadamy czasem do seriali, do wiadomości, ale bardzo często telewizor jest ot tak po prostu włączony w domu, i wtedy niektóre treści mogą przykuć naszą uwagę. Natomiast ludzie młodzi, poniżej 20 roku życia, nie sięgają po tradycyjne media. Wiadomości i rozrywkę czerpią głównie z Internetu i tam powinno się z nimi być. I należy to robić na naprawdę dobrym poziomie. Żeby „obsługiwać” Internet, trzeba wiedzieć jak. Każde jego środowisko ma swoją specyfikę. Dla młodego człowieka Messenger absolutnie nie jest tym samym co Instagram, a Instagram to nie jest to samo co Snapchat. Trzeba wiedzieć, jak się każdym z nich posługiwać, aby faktycznie dotrzeć do szerszej grupy osób.

Jak Kościół sobie radzi z ewangelizacją przez media? Czy można to jakoś zmierzyć, ocenić, wyliczyć?

Można wziąć pod uwagę badania oglądalności, słuchalności, odbioru mediów. Tak, rzeczywiście w rankingach np. czytelnictwa gazet można się cieszyć, że akurat wśród tygodników opinii na pierwszym miejscu od lat jest medium katolickie. To samo, jeśli chodzi o odbiór radia czy telewizji, chociaż tam już nie jest tak spektakularnie jak w przypadku czasopism.

Nie przyjął się model mediów katolickich uniwersalnych, takich, które mogłyby być medium wyznaniowym dla wszystkich?

Nie da się dopasować do wszystkich. Albo jest się bardzo konserwatywnym, albo jest się bardzo otwartym, ale wtedy zbiera się cięgi z różnych stron. Nie wszystkim podoba się to samo.

Co ma zatem przyszłość, jeśli mówimy o ewangelizacji? Internet?

Internet na pewno. Myślę, że jeszcze długo będzie na topie, zanim nie wymyślimy czegoś nowego. Są różne koncepcje rozwoju mediów, ale na dzisiaj, zwłaszcza jeśli chodzi o młodych ludzi, Internet daje im dużo możliwości i z pewnością z niego nie zrezygnują. Zresztą nie ma już takich klasycznych, tradycyjnych mediów. Rozgłośnie radiowe też mają profile na Facebooku, korzystają z poczty elektronicznej, mają strony internetowe. Nie da się żyć w oderwaniu od tego. My jako ostatnie pokolenie znamy świat jeszcze sprzed Internetu i potrafimy korzystać z Sieci jako tylko z narzędzia.

Ale też potrafimy przeczytać gazetę i posłuchać radia…

Tak i już nie jeden raz wieszczono koniec jakiegoś medium, tak jak dziś wieszczy się np. koniec prasy. Trudno powiedzieć, czy rzeczywiście kiedyś dojdzie do całkowitej cyfryzacji znanych nam mediów, ale ten trend na pewno będzie się rozwijał. Czytałam nawet takie prognozy, że podział świata być może będzie się dokonywał na podstawie różnic w sposobie korzystania z mediów. Dawniej ci, którzy mieli dostęp do nowych technologii, to w większości były osoby zamożne. Istniała też bardzo duża korelacja pomiędzy wykształceniem, a dostępem do Internetu – trzeba było to umieć. W tej chwili mówi się o tym, że przysłowiowy proletariat będą stanowili ludzie zanurzeni w Sieci. Natomiast „wyższą klasę” – ci bardziej świadomi, którzy będą np. uczyli swoje dzieci życia poza nim, wykorzystania go tylko do określonych potrzeb. Myślę, że w tym jest też duża rola tradycyjnych mediów, żeby uczyły korzystania z Internetu jako z narzędzia, świadomego filtrowania informacji. To jest bardzo ważne, abyśmy nie zabrnęli w ślepy zaułek. Również w dziedzinie ewangelizacji. Abyśmy nie poprzestali na hasłach, na obrazkach ze sloganami, ale by za tym szło coś więcej – postawy, budowanie wspólnoty i tendencja, by w końcu mimo wszystko spotkać się w świecie rzeczywistym.

Dziękuję za rozmowę.

fot. arch. redakcji


Tekst ukazał się w dwumiesięczniku „La Salette. Posłaniec Matki Bożej Saletyńskiej” – Ewangelizacja totalna (nr 4/2019)

Zapraszamy na stronę internetową: https://poslaniec.saletyni.pl/produkt/ewangelizacja-totalna-poslaniec-nr-4-2019/